piątek, 25 marca 2011

Mały rycerz, wielkie serce

Gdy wiele osób narzeka w naszym pięknym kraju. Przychodzi człowiek z wąsami i w pewnym sensie leczył nas z kompleksów. Wielcy fani pytają się co teraz będzie? Tak to właśnie kończy się era Adama Małysza jako sportowca. W sobotę pożegnalny konkurs mistrza na zakopiańskiej skoczni.

A gdy wspomina się jego karierę widac trochę przypadku, lecz i wiele determinacji. Talent był w nim od zawsze. Trzeba było go tylko oszlifowac. Bo już w pierwszych latach swojej kariery na skoczniach plasował się w czołówce. I wtedy przyszedł sezon 1997/1998. Forma znikła, a nasz skoczek zajął w Nagano odpowiednio 51 miejsce na normalnej skoczni i 52 miejsce na skoczni dużej. Tak niewiele brakowało. Parę miejsc dzieliło Adama do wzięcia udziału w konkursie głównym. A przecież próbę przedolimpijską to on wygrał. Nagle pod znakiem zapytania stanęła kariera Orła z Wisły. Miał dopiero 21 lat. I wtedy znów nastąpił zwrot o 180 stopni, który już do końca kariery nastawił go na dobry kurs. Powoli odbudowywał formę z Janem Blecharzem i Jerzym Żołądziem czyli odpowiednio jego nowym psychologiem i fizjologiem. Polacy zachęceni dobrymi występami zasiedli do telewizorów oglądając skoki. Nie w ilości kilkuset tysięcy, ale w ilościach rekordowych. Sam pamiętam pierwsze zwycięstwo po latach w Innsbrucku 4 stycznia 2001 roku. Chyba wtedy każdy chodził dumny, zwłaszcza on sam. Pokazał nam i sobie, że po tylu przetasowaniach można wrócic, jak się potem okazało na lata. Późniejsze lata to sukcesy, który każdy zna w większych lub w mniejszym stopniu. I tak po tych wszystkich lotach, wielu pięknych chwilach można wypowiedziec dwa zdania.

W pasji potrzeba trochę talentu, szczęścia i ogrom pracy oraz zaangażowania.

A nawiązując do Adama, dziękujemy Ci mistrzu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz