sobota, 26 stycznia 2013
Doping, a media
Zawsze wiedziałem, że media mają siłę do przekonywania. W Polsce można zobaczyć wielki splendor po sukcesie, a wiadra pomyj po porażce. Nie odkryję Ameryki jeśli napiszę, że duża część dziennikarzy o ile można ich tak nazwać szuka taniej sensacji. Przez co potem taki przeciętny Kowalski nie ma pojęcia co to sport, żyję tylko sensacją.
Przez moment tylko byłem w szoku, gdy usłyszałem że Lance Armstrong praktycznie całą swoją karierę oszukiwał innych. Zaraz potem uświadomiłem sobie, że przecież rekordy biją ostatnimi latami się same. A co może nagle rodzić na świecie zaczęli się herosi lub jak ktoś woli nowocześniej, cyborgi? Jak myślicie czemu odebrali mu wszystkie wygrane dopiero u schyłku jego kariery? Bo ktoś na nim zarobił ogromne pieniądze. Teraz każdy sportowiec jest produktem i oddziaływaniem jednocześnie.
Przykład pierwszy z brzegu Leo Messi. Warty więcej niż całe moje osiedle. Gdy zgodzi się na reklamę dezodorantu albo butów, to firma oferowanego produktu już zaciera ręce. Strzela bramki jak karabin. A do tego jest kochany przez ludzi, nie tylko w Katalonii i Argentynie, ale na całym świecie. Młodzi ludzie, chcą grać tak jak on. Nie oskarżając nikogo, czy wyobrażacie sobie, żeby pod koniec kariery Messiego ktoś nagle udowodnił mu stosowanie dopingu? Czy ktoś w ogóle by na to pozwolił? Ile miliardów dolarów by się zmarnowało. Ile było by zawiedzionych młodych piłkarzy.
Nie wiem, który sportowiec wspomaga swoją wydolność. Nie mnie to oceniać. Sprawa Armstronga wyszła na jaw, bo w kolarstwie kontrole antydopingowe są częste. I ktoś widocznie miał za wiele dowodów. Najzabawniejsze jest to, że ludzie szukający tanich sensacji zarabiali na jego sukcesach, a teraz zarabiają na jego upadku. Czy to jest moralne? Moim zdaniem tak samo moralne jak działania Armstronga za jego kariery.
Sport to nadal rywalizacja, ale na innych zasadach. Ilość pieniędzy ustala te zasady. Im więcej możesz zarobić, tym więcej będziesz ryzykować. Nikt przecież o znanej renomie na rynku nie będzie relacjonować podrzędnych zawodów. Te czasy się już skończyły, wraz z innym spojrzeniem na sport. Tak naprawdę wierny kibic z zasadami będzie tego żałował. Ale czy nagle taki człowiek nagle może przestać kochać sport? Nie, on musi się do całego tego systemu przystosować.
sobota, 12 stycznia 2013
Aussie Open - Tomic ta nadzieja Kangurów
Czekałem do końca finałowego meczu w Sydney. Tomic potwierdził, że w takiej formie jeszcze nie był. Pokonał Andersona który w drugim secie oddał mu przy własnym podaniu tylko 2 piłki. Wykorzystanie jednak kilku słabszych momentów poskutkowało. 6-3 6-7(2) 6-3. Od paru lat oglądam tego chłopaka, który na hardzie osiąga bardzo dobre wyniki. Serwis zawsze miał wyrzucający, miał też chłodną głowę przy uderzeniach kończących. Umiał urwać seta Nadalowi, czy pokonać Chardego, gdy ten był w niezłej dyspozycji.
Teraz przed najważniejszym turniejem dla Australijczyków jest on tak na prawdę jedyną nadzieją na wynik. Niestety wylosował źle. 3 runda to będzie zapewne pojedynek ze zwycięzcą meczu Davydenko - Federer. Co po tylu meczach w ostatnich dniach może mieć opłakane skutki. Nie chcę się wierzyć, ale Tomic poprawił jeszcze procent swojego wygrywającego podania. Z 13 break pointów w całym turnieju, wybronił 11. Właśnie lepsze ustawienie na korcie daję takie wyniki. Ciężko wygrać z nim wymianę, jeśli nie wygra się jej serwisem. Można kończyć drop shotem albo ciętą piłką wychodzącą na zewnątrz kortu, lecz czy można tak grać przez cały mecz? Trzymanie piłki w korcie i ten szybki zamach przy uderzeniu. Broń Tomicia, element zaskoczenia. Maskuję do końca chęć do ataku a potem jak wąż ukąsi w mgnieniu oka zagraniem po prostej.
Kiedyś numerem jeden był Hewitt. Były lider rankingu ATP, ogromnie agresywny gracz. Gdyby on jeszcze biegał tak jak 10 lat temu, półfinał byłby tu obowiązkiem. Jednak lata robią swoje. Lleyton już mniej chodzi do siatki no i jest wolniejszy rzecz jasna. Wygranie każdego seta z mocnym rywalem jest teraz oklaskiwane. Nastała posucha w Australijskim tenisie. To chyba efekt innej szkoły. Teraz nie wystarczy biegać i grać przy siatce, żeby być w czołówce rankingu. Australijczycy muszą chyba przestawić trochę cykl szkolenia. Teraz rządzi siła.
Wracając do Tomicia, w drugiej rundzie może spotkać się z Klizanem, objawieniem ATP Tour w roku 2012. Moim zdaniem, Słowak tą nagrodę dostał na wyrost. Forma w której się znajduję daje przepustkę Tomiciowi do 3 rundy gdzie czeka wielki gracz. Tam niestety, marzenia Australijczyków mogą legnąć w gruzach. Po 8 meczach na pełnych obrotach, dojdą kolejne dwa 3-setowe. Taka dawka powali każdego tenisistę.
środa, 9 stycznia 2013
Janowicz, zawodnik jednego turnieju? Bzdura
Dawno nie pisane było, ale dziś będzie o Jerzym. Janowiczu, rzecz jasna. Obserwuję go od 3 lat. Czekałem z utęsknieniem na pierwszy mecz Polaka w Auckland. Jedni powiedzą, zawodnik jednego turnieju, a ja odpowiem brak doświadczenia. Musiałem ochłonąć zanim zabrałem się do opisu tego spotkania. Wiatr wiał niemiłosiernie, dla obu. Jerzy grał swoje do 3 seta i stanął. Ile można pomyłek usprawiedliwić na atmosferę, tego nie wiem. Wiem za to, że nie widziałem tylu prostych błędów w krótkim okresie czasu. Nagle jednak gdy były 3 piłki meczowe dla rywala, nasz zawodnik ze stanu 1-5 (0-40) wyciągnął gema, a potem jeszcze swój do 0 i złamał do 0. Następnie obronił 3 meczowe przy serwisie Bakera i przegrał po 8 piłce meczowej. To jest lekcja. Janowicz ma 203cm wzrostu, jemu po korcie w takich warunkach ciężko się poruszać. Dosłownie wybity z tropu.
Zresztą idąc dalej, oglądałem też Ramosa-Vinolasa w meczu z Rochusem. Też wiało niemiłosiernie, bo był to ten sam dzień rozgrywania meczu. Hiszpan przy siatce nie istniał. Obudził się tylko na drugiego seta, gdzie wygrywał dużą ilość piłek z głębi kortu.
Obaj panowie Janowicz i Ramos-Vinolas grali dzień później ze sobą w deblu. Słońce wyszło. Warunki do gry były dobre. Para naprzeciwko im Bracciali/Marach rozstawiona z numerem 4. Kto im dawał szanse? Janowicz niby zawodnik jednego turnieju? A Ramos nie ma opanowanej gry przy siatce tak ważnej przy deblu? Wynik 6-3 6-4.
Wtedy zrozumiałem, że porażka Janowicza to brak doświadczenia gry w tak trudnych warunkach. Widocznie coś zaburzyło mu rytm i ta gra nie jest jeszcze ustabilizowana. Wniosek, nie wieszajmy na nim psów. Nadal uważam, że potencjał ma wielki, ale szlifować trzeba.
Subskrybuj:
Posty (Atom)