czwartek, 31 marca 2011

Passa Śląska trwac będzie?

Kolejna kolejka po przerwie na reprezentację rozpoczyna się już jutro. Od razu będzie ciekawie. Śląsk to jest drużyna która zadziwia mnie póki co wiosną. Myślę, że dużą cześc z was również. Dwie kolejki temu hit Legia - Śląsk wygrany przez Wrocławian 2-1. Tydzień później też hit Śląska z Lechią, który tak naprawdę w pierwszej połowie trochę rozczarował, ale zakończył się zwycięstwem drużyny Oresta Lenczyka również 2-1. Goście nie przegrali od 24 września. Co więcej zabrali punkty Wiśle i Legii na wyjeździe. Ale ile można grac na takim poziomie? Lech pokazał już, że na wiosnę po pożegnaniu się z Ligą Europy będzie próbował gonic czołówkę. Fakt przegrał wyjazd z Cracovią, ale patrząc na ten mecz zmarnował masę sytuacji. A ten mecz zapowiada się ciekawie nie tylko ze względu na to, że oba zespoły aspirują w tym sezonie do gry w Europejskich pucharach. Ale dlatego, że oba te zespoły mają ciąg na bramkę. Śląsk w meczu z wyżej notowanymi rywalami nie ma problemu ze zdobywaniem terenu. Ta drużyna jest poskładana od defensywy po ostatniego ofensywnego zawodnika. Nie ma odpuszczania krycia, nie ma wielu niedokładnych podań. Nie ma wielu straconych bramek. Za to są zawodnicy w formie, którym przewodzi Przemysław Kaźmierczak, którego już niektórzy widzą w reprezentacji.

Tutaj przychodzi mi do głowy drugi aspekt jutrzejszego meczu. Jednym słowem, murawa. Przed meczem z Jagiellonią, myślałem że będzie ona przeszkadzac Lechitom w wywalczaniu zwycięstw. A tutaj bramka na 2-0. Piłka nienaturalnie podskakuję, a Stilic pakuję ją do pustej bramki. Czy to może miec jutro jakieś znaczenie? Wydaję mi się, że może. Śląsk tak się zgrywając. Grając piłki od nogi do nogi może miec kłopot z idealną wymianą futbolówki. Nawet jak będą chcieli grac długimi piłkami może im to iśc opornie. Obrońcy Lecha grają dobrze w powietrzu. Nie wiem dlaczego, ale coś podpowiada mi, że tym razem Śląsk minimalnie przegra. Ta seria musi się kiedyś skończyc. Jeśli nie teraz to może potrwac jeszcze co najmniej parę kolejek.

wtorek, 29 marca 2011

Walką na korcie i pracą ludzie się bogacą!

Co by było gdyby, Agnieszkę omijały kontuzje? Jeśli potrafiła grac z bólem stopy na tegorocznym Australian Open. A teraz już w pełni sił oddała tylko 2 gemy Włoszce Franczesce Schiavione. Ja znam tenis obu tych pań. I tak jak na ten tenis przystało. One ogromnie dużo biegają po korcie. Ogromnie dużo mają pomysłów mają dotyczących zastosowania rakiety i piłki. Tylko sęk w tym, że liczy się forma dnia i precyzja poszczególnych uderzeń. Oddac 2 gemy w meczu takiej zawodniczce jak Schiavone, która goni po korcie jak szalona, obojętnie czy ją coś boli czy jest przygotowana na 100% to jest spory sukces i wysiłek. Agnieszka znana jest z obrony piłek na linii końcowej i dobrego dojścia później do ataku. Schiavone zawsze atakuję i rozrzuca po korcie. Nie widziałem jeszcze meczu z Włoszką w którym ona by nie atakowała. Czy można więc powiedziec, że nasza zawodniczka czuję się w tych małych gierkach na korcie jak ryba w wodzie? Jeśli przejrzec dotychczasowe spotkania obu pań to nie możemy miec do tego podstaw. Lecz jeśli oglądniemy wczorajszy mecz, to zauważymy przełamanie tej złej passy. Czy to oznacza, że Agnieszka ma życiową formę? Z tym bym polemizował. Zdarzało się jej przecież ograc już Marię Sharapovą na US Open. Wtedy Rosjanka była na szczytach rankingu WTA. A kto jak kto, ale Maria ganiała rywalki po korcie jak na karuzeli i to z potworną siłą uderzanych piłek. Siostry Williams teraz są trochę w cieniu, nie koniecznie ze względów sportowych. Serena miała problemy ze zdrowiem i trochę czasu musi minąc aż wróci na ten najwyższy swój poziom. Może teraz jest czas Agnieszki? Na to wygląda, że w tenisie kobiecym poziom się wyrównał i teraz można wystrzelic jeszcze wyżej niż kiedyś. Isia ma oczywiście swoje słabe strony jak serwis z drugiego podania, który każe returnowac rywalkom. Ale nadrabia punkty wolą walki no i oczywiście pomysłami zagrań na korcie. Wiele opracowanych schematów kombinacji zagrań daję naszej zawodniczce podobne zwycięstwa jak ze Schiavone. Następna runda, Zvonareva. Rywal podobny = Agnieszka sobie znów pobiega. Czy wybiega półfinał? Zobaczymy.

sobota, 26 marca 2011

Dwie strony medalu

Co by powiedziec o wczorajszym meczu Polski z Litwą towarzyszyło by nam słowo dziwny. Dziwny stadion, dziwna murawa, dziwny scenariusz i można powiedziec, że dziwny wynik. Z oceny Litwinów zasłużony. Dobra defensywa i 66% skuteczności dały im zwycięstwo 2-0. Z punktu widzenia naszych piłkarzy oceny są już mniej szczęśliwe. Sytuacje były, bramek nie zobaczyliśmy. W meczu z Norwegią, mieliśmy zupełnie inny obrót spraw. Strzeliliśmy bramkę na 1-0 i do końca spotkania broniliśmy wyniku. Co z tego, że Norwedzy grali piłką, mieli świetne sytuacje, jak wyrównac nie dali rady. Ci kibice, którzy w tym momencie wieszają psy na trenerze Smudzie są niepoważni. Ten człowiek ma cel zaprezentowania się dobrze na Euro 2012 wraz z drużyną narodową, wyselekcjonowaną przez niego i jego współpracowników. To on bierze odpowiedzialnośc za wyniki, ale dopiero na głównej imprezie. Mecze sparingowe grane chocby na Marsie nie powinny dawac nam powodów do narzekań. Sam porównując drużynę z lat eliminacji do mundialu w Korei i Japonii czy mundialu w Niemczech. Zauważam, że drużyna Franciszka Smudy ma mniej indywidualności. Jednak tamte drużyny grały dobrze w eliminacjach. Później przychodził turniej główny. Polacy w słabym stylu żegnali się z turniejem. Ja bym sobie życzył trafienia z formą i zgraniem na sam turniej.

Inną sprawą jest rozlosowanie grup eliminacyjnych do Mistrzostw Świata w 2014 roku, które odbędą się w Brazylii. Kartka z napisem "Poland" będzie istniec tam dopiero w czwartym koszyku. To znaczy, że możemy trafic na naprawdę dwa mocne zespoły, z których jeden będzie trzeba ograc, aby marzyc o końcowym awansie. Wcale wielkiego wpływu nie mają na to wyniki tych wszystkich towarzyskich spotkań. Wygrywając każdy taki mecz zyskujemy i tak mniej niż Litwa, która wygrywa spotkanie w eliminacjach do Euro 2012.

Pozostali kibice, którzy wczoraj znów dali się we znaki władzom porządkowym na Litwie. Nie chcę ich wcale usprawiedliwiac. Bo obrona w takiej sytuacji jest równoznaczna z obroną człowieka, który po spożyciu alkoholu napada na wracającego do domu normalnego obywatela. Lecz jak wyglądało przygotowanie w Kownie do tego meczu? Czy taki mecz powinien odbywac się na takim stadionie? Mi stadiony na Litwie przypominają stadiony polskiej Ekstraklasy sprzed 15 lat. A wtedy jak wiele osób pamięta u nas dochodziło do znacznie większej ilości burd podczas spotkań. Teraz podczas każdych derbów goście są eskortowani w autokarze przez policję w obie strony. A przyjazd do tak strzeżonego Kowna to dla polskich kiboli raj i przypomnienie sobie zadym z lat 90-tych oraz haniebnego wyjazdu do Wilna parę lat temu. Dziwi mnie więc fakt, dlaczego żaden polski stadion nie wyszedł z wnioskiem o organizację tego wydarzenia sportowego. Przecież coraz więcej mamy nowoczesnych obiektów. A każdy mecz reprezentacji to promocja miasta.

piątek, 25 marca 2011

Mały rycerz, wielkie serce

Gdy wiele osób narzeka w naszym pięknym kraju. Przychodzi człowiek z wąsami i w pewnym sensie leczył nas z kompleksów. Wielcy fani pytają się co teraz będzie? Tak to właśnie kończy się era Adama Małysza jako sportowca. W sobotę pożegnalny konkurs mistrza na zakopiańskiej skoczni.

A gdy wspomina się jego karierę widac trochę przypadku, lecz i wiele determinacji. Talent był w nim od zawsze. Trzeba było go tylko oszlifowac. Bo już w pierwszych latach swojej kariery na skoczniach plasował się w czołówce. I wtedy przyszedł sezon 1997/1998. Forma znikła, a nasz skoczek zajął w Nagano odpowiednio 51 miejsce na normalnej skoczni i 52 miejsce na skoczni dużej. Tak niewiele brakowało. Parę miejsc dzieliło Adama do wzięcia udziału w konkursie głównym. A przecież próbę przedolimpijską to on wygrał. Nagle pod znakiem zapytania stanęła kariera Orła z Wisły. Miał dopiero 21 lat. I wtedy znów nastąpił zwrot o 180 stopni, który już do końca kariery nastawił go na dobry kurs. Powoli odbudowywał formę z Janem Blecharzem i Jerzym Żołądziem czyli odpowiednio jego nowym psychologiem i fizjologiem. Polacy zachęceni dobrymi występami zasiedli do telewizorów oglądając skoki. Nie w ilości kilkuset tysięcy, ale w ilościach rekordowych. Sam pamiętam pierwsze zwycięstwo po latach w Innsbrucku 4 stycznia 2001 roku. Chyba wtedy każdy chodził dumny, zwłaszcza on sam. Pokazał nam i sobie, że po tylu przetasowaniach można wrócic, jak się potem okazało na lata. Późniejsze lata to sukcesy, który każdy zna w większych lub w mniejszym stopniu. I tak po tych wszystkich lotach, wielu pięknych chwilach można wypowiedziec dwa zdania.

W pasji potrzeba trochę talentu, szczęścia i ogrom pracy oraz zaangażowania.

A nawiązując do Adama, dziękujemy Ci mistrzu!

środa, 23 marca 2011

Pasieka zwolniony, znowu roszady w Polonii?

Gdy Arka przegrała mecz w 5 ostatnich minut, na własnym stadionie z Lechem pomyślałem. Dni Pana trenera Dariusza Pasieki są policzone. Przyszedł remis dośc niespodziewany z Górnikiem na wyjeździe, gdzie dwie bramki strzelił Noll i trener uciekł spod toporu. Okazuję się jednak, że na krótko. Dziś ultimatum już nie było. Arka za to nadal czeka na zwycięstwo od 6 listopada i moim zdaniem w takiej formie niedługo zostanie zespołem, który będzie zamykac tabelę Ekstraklasy. Bo to co prezentuję Cracovia czy też Polonia Bytom w rundzie wiosennej jest o klasę lepsze niż gra Arki Gdynia. Można powiedziec, że Gdynianie mają szczęście. Po powrocie do Ekstraklasy, Arka raz grała w barażach. Rok później ich uniknęła bo zdegradowany został ŁKS Łódź. Ciężko powiedziec co wprowadzi nowy trener Frantisek Straka. Doświadczenie posiada duże. Skład Arki głównie opiera się na defensywie, która ostatnio zaczęła tracic za dużo bramek. Bez siły ofensywnej ciężko będzie trzeci raz z rzędu się utrzymac.

W Polonii natomiast prezes Wojciechowski chciał wykształcic młodego trenera Piotra Stokowca. Po jednym przegranym meczu zauważył, że to zły pomysł? Płacę więc wymagam, takie jest zapewne motto właściciela Polonii Warszawa, ale coraz bardziej zastanawia mnie fakt czy ten człowiek chcę chwały klubu z Konwiktorskiej, a może spadku do I ligi? Oczywiście Pan Jacek Zieliński to fachowiec. Tylko jaki trener do pierwszego meczu zgra drużynę w 100%? Obojętnie czy to trener regionalnej ligi polskiej, czy Jose Mourinho. To jest niewykonalne w kilkanaście dni. Nawiasem mówiąc młody trener czeka na debiut latami, a po jednym meczu przegranym dokonujemy zmiany. To jest policzek dla tego człowieka. Faktem zapewne stanie się miła pensja na 50 urodziny dla byłego trenera Lecha Poznań. Oby tylko wygrał pierwszy mecz, bo możemy miec rekordową liczbę wymiany trenerów w naszej Ekstraklasie.